Marcin Choroszyński jest w Kijowie, rozwozi generatory prądu, żywność, zimową odzież oraz środki opatrunkowe. I tak już od prawie roku, od kiedy wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą.
Polecany artykuł:
- Przyjechałem w rejony, gdzie jest potrzebna pomoc. Postanowiłem, że 6 stycznia zorganizuje dla mieszkańców małej miejscowości Kuchary popołudnie wigilijne. Przywiozłem z Polski bardzo dużo jedzenia, gotowe zupki, kupiłem ponad 50 kg polskich flaczków - opowiada o swoich wędrówkach na teren objęty wojną Marcin Choroszyński.
Oprócz jedzenia i ciepłego ubrania, na Ukrainę, dzięki Marcinowi trafiły agregaty prądotwórcze. Dary ofiarowane przez dobrych ludzi z Wielkiej Brytanii najpierw trafiły do Żar, o później już transportem drogowym na Ukrainę. Ludzie mają tam agregat, ale jest bardzo duży. Spala około 17-20 ropy na 1 godzinę pracy, co jest bardzo kosztowne. Zawiozłem im generatory, który dostałem od wspaniałych ludzi z Wielkiej Brytanii. Agregaty rozwiozłem po wioskach, do ludzi. Zamontowaliśmy im zasilanie w domach - opowiada Choroszyński.
Choroszyński Wraca do domu, do Gorzowa, tylko po to, aby zorganizować kolejny transport. Pomaga żołnierzom na froncie, wysyłając paczki z żywnością. Nie ma do końca pewności, czy paczki trafią, bo czasami punkty pocztowe są niszczone przez wojska.
Polecany artykuł:
Teraz w Polsce zorganizował licytację. Wystawia sprzęt wojskowy, dla koneserów militariów, ale też przywiezione z Ukrainy ich tradycyjne przysmaki - np. 3 litrowy słoik wina wiśniowego. Zebrane pieniądze przeznaczy na pomoc Ukrainie. - Zakupić muszę agregaty jedzenie i medyczne rzeczy dla cywilów i żołnierzy - dodaje Choroszyński.