Stal Gorzów była jednym z zespołów zainteresowanych, zwłaszcza że ówczesny prezes, Marek Grzyb, bardzo pragnął mieć tego młodego zawodnika w swoim składzie. Rodzina Kowalskich rozmawiała z trzema klubami: Stalą Gorzów, Apatorem Toruń i Spartą Wrocław. Pierwszą próbę negocjacji podjęli w Toruniu, ale niestety nie doszło do porozumienia. Wtedy oferta Stali Gorzów przebiła konkurencję, dając Grzybowi nadzieję na udany transfer.
Wtedy do gry włączył się Andrzej Rusko, który złożył ofertę na tyle atrakcyjną, że Kowalski zdecydował się na transfer do Wrocławia. Niestety, młody zawodnik miał pecha, ponieważ Grzyb posiadał asa w rękawie - zdjęcie Kowalskiego w bluzie Stali Gorzów, które miało być wykorzystane do ogłoszenia transferu. Jednak sytuacja niespodziewanie się zmieniła.
Andrzej Rusko zdołał przewyższyć ofertę Stali Gorzów, co doprowadziło do tego, że Kowalski związał się z Wrocławiem. Zdjęcie w bluzie Stali Gorzów wyszło na jaw dopiero wtedy, gdy było już jasne, że Rusko odebrał Kowalskiego Stali Gorzów. W rezultacie okazało się, że rodzina Kowalskich nie dotrzymała słowa i wybrała bardziej korzystną finansowo ofertę ze strony Betard Sparty.
Tłumy przywitały nowego zawodnika Stali Gorzów. Co powiedział prezes klubu?
Teraz Bartłomiej Kowalski wraca do całego zdarzenia i opowiada, jak naprawdę się wszystko potoczyło.
Miałem kilka opcji odnosnie nowego klubu, ale to były luźne rozmowy. Zadzwoniłem do klubu i grzecznie podziękowałem za ofertę, a wtedy oni na to, że wyciągają zdjęcie. Tak naprawdę było. W piątek wieczorem byłem już we Wrocławiu. Po tym dojechaliśmy do Tarnowa, wstaję rano, patrzę a tu już masa artykułów – opowiada Kowalski w podcaście "Mówi się Żużel" autorstwa Jacka Dreczki.