REPORTAŻ

Szwecja utrudnia życie polskim turystom? Niektóre przepisy, to prawdziwy absurd!

2023-08-24 10:06

19 sierpnia w szwedzkim Gislaved odbył się turniej Grand Prix Challenge. Był to finał eliminacji do cyklu Grand Prix 2024. Postanowiliśmy wybrać się na te zawody i... nie żałujemy, bo awansował zawodnik ebut.pl Stali Gorzów, Szymon Woźniak. Nasza podróż zaczęła się jednak znacznie wcześniej, a po drodze napotkaliśmy kilka problemów. Jakich? O tym poniżej.

Wspomnieliśmy wyżej, że nasza droga do Szwecji zaczęła się już wcześniej. Podróż rozpoczęła się już piątkowej nocy (18 sierpnia) w okolicach godziny 23, bo musieliśmy przedostać się z Gorzowa na lotnisko w Gdańsku. Podróż trwała dobre kilka godzin. W Gdańsku zameldowaliśmy się kilka minut po 4 nad ranem. Musieliśmy dotrzeć kilka godzin przed odlotem, który był zaplanowany na 6:10, ale finalnie lot opóźnił się 10 minut. Samolot był wypełniony niemal po brzegi, bo przecież mamy jeszcze okres wakacyjny. Lot do Szktokholmu Skavsta trwał niespełna 50 minut i przebiegł w mgnieniu oka.

Po wylądowaniu mieliśmy do odebrania wynajęte auto. I tu napotkaliśmy pierwszy problem podczas tego wyjazdu. Pojazd wykupiliśmy w jednej z najpopularniejszej wypożyczalni w Europie, ale po przylocie do Skandynawii okazało się, że firma nie ma swojego punktu na lotnisku. Stał jednak specjalnie przeznaczony do tego automat. Wyglądał całkiem normalnie i wydawało nam się, że będzie on prosty w obsłudze. Tak jednak nie było. Próbowaliśmy zeskanować w urządzeniu polskie prawo jazdy, ale automat odrzucał transakcję. Wpadliśmy w konsternację, bo nie za bardzo wiedzieliśmy o co chodzi. Postanowiliśmy więc zadzwonić na infolinię, a jak z tym często bywa, było to bardzo utrudnione i dodzwonienie się zajęło nam kilkanaście minut. W końcu po ponad 10 minutach udało nam się połączyć z konsultantem, który finalnie wyjaśnił nam, że automat przyjmuje tylko szwedzkie prawa jazdy, co jest zupełnym absurdem, bo który Szwed wypożycza auto na lotnisku będąc w swoim kraju? No właśnie.

Ostatecznie udało nam się porozumieć i po zapłaceniu otrzymaliśmy kluczyki do naszego wynajętego samochodu. Całe to zamieszanie trwało niemal godzinę i nie byliśmy w tym sami, bo za nami w kolejce ustawiło się kilka rodzin z dziećmi, którzy mieli taki sam problem.

Po problemach na lotnisku udało nam się w końcu z niego wyjechać. Auto otrzymaliśmy całkiem nowe, więc podróż była w iście komfortowych warunkach. Do przejechania ze Sztokholmu do Gislaved mieliśmy 300 km, co równało się około trzech godzin drogi. Na szczęście między dwoma lokalizacjami była autostrada, więc droga była dosyć łatwa.

Zawody były zaplanowane na godzinę 16, więc mieliśmy kilka godzin na zwiedzanie. Postanowiliśmy więc zatrzymać się po drodze w miejscowości Linköping, od której do Gislaved dzieliła nas godzina drogi. Trasa do Linköping była bardzo malownicza. Przejeżdzaliśmy między skałami a morzem, a widoki były wręcz przepiękne! A miasto? Typowo Skandynawskie. Budynki, organizacja ruchu i wiele innych dosłownie podkreślało nam, że jesteśmy w Szwecji. Ogólnie tu trzeba podkreślić, że ruch drogowy w Szwecji jest zgoła inny niż ten w Polsce. Skandynawowie jeżdżą o wiele bezpieczniej i przede wszystkim wolniej. Ma to jednak związek z horrendalnie wysokimi mandatami, które są uzależnione od zarobków, dlatego między innymi Szwedom wręcz nie opłaca się być piratami drogowymi.

Wynajęcie samochodu w Szwecji, to istny koszmar!

Wcześniej pisaliśmy, że napotkaliśmy na swojej drodze kilka problemów. O jednym już wspomnieliśmy, a drugi był właśnie w Linköping. Chodzi o zaparkowanie, a raczej o opłatę za parking. Znów wydawało nam się, że automaty są bardzo proste i intuicyjne, jak w Polsce, ale nic z tych rzeczy. Szwedzi po raz kolejny udowodnili nam, że coś, co z reguły jest proste, jest po prostu trudne. Do opłaty za parking potrzebna nam była specjalna aplikacja, która w dodatku nie działała i nad parkometrem spędziliśmy znów dobre kilkanaście minut. Finalnie się udało, ale nie otrzymujemy, jak w Polsce, specjalnego biletu. Wszystko rozstrzyga się elektronicznie. Szwedzi odchodzą od gotówki i innych form papierowych i szło to zauważyć na dosłownie każdym kroku.

Kolejny minus Szwecji, to brak otwartych lokali w weekend w godzinach popołudniowych. Ciężko było nam znaleźć otwartą restaurację z jakąkolwiek kuchnią. Mapy Google nie pomagały i musieliśmy się nieźle napocić, żeby coś zjeść. Znów po kilkunastu minutach znaleźliśmy się we włoskiej restauracji, gdzie zjedliśmy makaron z kurczakiem w sosie śmietanowym. Cena? Jedynie 68 złotych w przeliczeniu na złotówki. Jest to dużo, bo w Polsce znajdziemy na pewno tańsze jedzenie, ale lecąc do Szwecji wiedzieliśmy, że zapłacimy po prostu więcej. Po skonsumowaniu naszego obiadu wyruszyliśmy w dalszą drogę do Gislaved.

Jeszcze przed dotarciem do celu, postanowiliśmy wybrać się na dawny tor Formuły 1, który był umiejscowiony niemal pod Gislaved. Jakie wrażenia? Zupełnie coś innego. Ogromny teren, który zapierał dech w piersiach. Udało nam się dostać niemal pod sam start wyścigów i robiło to na nas niesamowite wrażenie. Po nieco dłuższym spacerze, udaliśmy się w końcu do miejsca docelowego, czyli na stadion Lejonen w Gislaved. Zaparkowaliśmy dosłownie na polu i niezwłocznie udaliśmy się po odbiór akredytacji.

Pierwsze wrażenia? Przede wszystkim Szwedzi mają zupełnie inne podejście do żużla niż Polacy. Jest po prostu luźna atmosfera, którą idzie wyczuć na kilometr. Była niespełna godzina do zawodów, a dziennikarze mogli spokojnie spacerować po parku maszyn. W Polsce jest całkowity zakaz.

Pewnie zastanawiacie się, jak wygląda stadion? Zdjęcia są w naszej galerii przypiętej do tego artykułu. Ogólnie infrastruktura przypomina nam stadiony drugoligowe w Polsce. Drewniane ławki na prostych oraz nasyp na łukach, gdzie kibice siedzą głównie na trawie. Folklor jak się patrzy!

Do zawodów było jeszcze kilka minut, więc spokojnie znaleźliśmy dla siebie miejsca i z perspektywy wejścia w pierwszy łuk oglądaliśmy zmagania zawodników. Trzymaliśmy kciuki za trójkę Polaków, czyli Przemysława i Piotra Pawlickich oraz Szymona Woźniaka, który na co dzień reprezentuje gorzowską Stal.

W przerwach między biegami udaliśmy się do strefy gastronomicznej, by sprawdzić, jak to wszystko wygląda i przede wszystkim jakie są ceny. I tu kolejne zaskoczenie, bo płacić można było wyłącznie w szwedzkich koronach lub poprzez specjalną aplikację, która... działała tylko na telefonach ze szwedzkim numerem. Kolejny absurd, o którym warto podkreślić. Oczywiście, była możliwość w innym punkcie wypłacenia pieniędzy z karty, żeby otrzymać gotówkę, ale koszt przewalutowania był ogromny. Wracając do strefy gastronomicznej, to w punkcie mogliśmy skonsumować między innymi hot doga, hamburgera, frytki itp. Oczywiście napoje alkoholowe i bezalkoholowe też były.

Do mistrzostw świata awansował ostatecznie jedynie ten ostatni. Decydował ostatni wyścig fazy zasadniczej, w którym Woźniak wystartował fatalnie, ale znakomicie zachował się na pierwszym łuku, gdzie z ostatniej pozycji przedarł się na pierwsze i finalnie zajął trzecie miejsce w całym turnieju. Drugi był Martin Vaculik, a pierwszy Jason Doyle.

Jak Szymon Woźniak skomentował awans do Grand Prix 2024? WYWIAD

Po zawodach porozmawialiśmy z Szymonem Woźniakiem, który nie krył wzruszenia ze swojego sukcesu. — Można powiedzieć, że to był awans zrodzony w bólach. Na treningu było gorzej, niż się spodziewałem. Naprawdę wykonałem kawał ciężkiej roboty w tym tygodniu, żeby w ogóle myśleć o tym występie. By dopuścić tę myśl do głowy, że jest to w ogóle możliwe, bo w poniedziałek zaczynałem z poziomu zero. Po prostu wstałem z łóżka i praktycznie upadłem. Moje nogi praktycznie nie były w staniu utrzymać ciężaru mojego ciała. Naprawdę wyszedłem z bardzo głębokiego lasu, ale pracowałem praktycznie po kilkanaście godzin dziennie. Cały tydzień był poświęcony na rehabilitację — przyznał zmęczony i szczęśliwy Woźniak, tuż po zejściu z podium.

— Jeżeli w tej chwili powiedziałbym, że z powodu Grand Prix, będzie się szykowała rewolucja, w jakiejkolwiek sferze moich przygotowań do sezonu, to tak jakbym przed samym sobą przyznał się, że do tej pory robiłem coś nie tak, jak powinienem, niewystarczająco dobrze. Robię wszystko tak dobrze, jak tylko to potrafię. Inwestuję w sprzęt na tyle, na ile mnie stać finansowo. Trenuję, staram się zbierać budżet od sponsorów. Wszystko robię. Na każdej płaszczyźnie staram się dawać z siebie wszystko. Dlatego nie sądzę, że potrzebuję jakiejś rewolucji. Nie mam nawet pomysłu, co mógłbym zrewolucjonizować. Każda przestrzeń mojej kariery, jest przede mnie prowadzona na tyle profesjonalnie, na ile to jestem w stanie zrobić — przyznał.

Na koniec chciałbym powiedzieć jeszcze jedną rzecz. Wiele lat temu, obiecałem mojemu tacie, że awansuję do Grand Prix i że pojadę w Warszawie na Stadionie PGE Narodowym, a on będzie mógł to zobaczyć. Trochę się spóźniłem, bo niestety mój tata już stracił wzrok, ale na pewno tam będzie. Trochę więc za późno, ale dobrze, że udało się dotrzymać słowa — zakończył Woźniak, drżącym ze wzruszenia głosem.

Po przeprowadzonych wywiadach udaliśmy się do swojego wypożyczonego samochodu i wyruszyliśmy w powrotną drogę na lotnisko Sztokholm Skavsta. Po drodze zatrzymaliśmy się na szybką kolację w popularnym fast foodzie i około godziny 23 dotarliśmy do celu. Tam czekał na nas wykupiony wcześniej hotel, a rano powrót do Gdańska, a następnie podróż do Częstochowy na rewanż ćwierćfinału PGE Ekstraligi, gdzie ebut.pl Stal Gorzów mierzyła się z miejscowym Tauron Włókniarzem.

Trener polskich skoczków: skoki latem podczas Igrzysk Europejskich? To nowość, która promuje nasz sport!

Ile kosztowała nas podróż do Szwecji?

Pewnie zastanawiacie się, ile wyniosła nas ta cała podróż? Poniżej znajduje się szczegółowa rozpiska. Ceny są rozłożone na jedną osobę. Paliwa z Gorzowa do Gdańska i później do Częstochowy i Gorzowa nie liczymy.

  • Lot do i ze Sztokholmu: 220 zł w dwie strony;
  • Wynajęcie auta: 145 zł;
  • Paliwo w Szwecji: 75 zł;
  • Obiad w Linköping: 68 zł;
  • Kolacja w popularnym fast foodzie: ok. 45 zł
  • Hotel koło lotniska: 100 zł;
  • Pamiątki: ok. 50 zł.

Czy polecamy podróż do Szwecji? Oczywiście, że tak! Warto jednak mieć bardzo dużo cierpliwości do Szwedów oraz do ich urządzeń, bo możecie się nieźle zdziwić w niektórych sytuacjach tak, jak my. Ogólnie kraj jest bardzo piękny i przede wszystkim ułożony. Na pewno się nie zawiedziecie. Jest to kraj, który powoli odchodzi od gotówki, więc elektroniczna forma płatności jest niemal na każdym kroku. Warto wybrać się na weekend. Podróż nie kosztuje zbyt wiele, a na pewno może wyjść jeszcze taniej.

Sonda
Czy byłeś kiedyś w Szwecji?