- Czekaliśmy na to prawie rok - mówią gorzowianie. W sobotę (15.05) restauracje i kawiarnie otworzyły swoje ogródki. W weekend były one oblegane, wypełnione po brzegi. Gorzowian nie odstraszyła nawet burza i deszcz.
Jest wspaniale, jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy w towarzystwie posiedzieć w knajpie. Jest Fajnie. Prawdziwe życie, normalnie – mówi mieszkanka Gorzowa.
Na zluzowanie obostrzeń branża gastronomiczna czekała od dawna. Otwarcie ogródków daje jej nadzieję na przetrwanie. Restauratorzy cieszą się, że mieszkańcy o nich nie zapomnieli. Pierwszego weekendu na brak klientów narzekać nie mogli.
Mamy pełno, jesteśmy w całości zarezerwowani i nie mamy miejsc - mówi Jacek Górecki, właściciel dwóch gorzowskich restauracji.
Otwarcie ogródków nie znaczy, że kłopoty gastronomii się zakończyły. Po pierwsze trzeba zachęcić klientów do powrotu. Problemem, z którym restauratorzy muszą się teraz zmagać jest brak wykwalifikowanych pracowników.
Część pracowników zmieniła branżę. Na pewno wielu restauratorów otrzymywało pracowników „na siłę”, tzn. dopłacaliśmy do pracowników po to, żeby w momencie w którym otworzymy mieć kim pracować i z kim pracować. To generowało obciążenia finansowe - mówi Jacek Górecki.
To przełożyło się na nie najlepszą sytuację firm. Restauratorzy, żeby się utrzymać musieli się zadłużać. Właściciel jednego z gorzowskich lokali zdradził nam, że do pandemii radził sobie bez kredytów. Teraz do spłaty ma milion złotych.