sport

Na niemieckich stadionach można zbankrutować! Cena kiełbasy szokuje. Polscy kibice muszą głęboko sięgnąć do portfeli

2023-06-12 17:10

W sobotę, 10 czerwca, pojechałem do miasteczka Teterow na żużlowe Grand Prix Niemiec. Na stadionie zjadłem najdroższą kiełbasę w swoim życiu. Nie tylko niemiecka gastronomia się ceniła, bo bilet wstępu na zawody kosztowały kilkaset złotych! Jak wspominam podróż do Teterow? O tym poniżej.

Na początku zaznaczę, że długo zastanawiałem się, czy pojechać do Teterow. Patrząc na historię, to z reguły turnieje w tym miejscu były po prostu nudne. Na torze nie działo się nic, co mógłbym zapamiętać do końca życie. Jednak po chwili namysłu znalazłem coś, co może przyciągnąć polskich fanów na stadion. Jego urokliwe położenie wśród lasu, a jeśli dodamy do tego zachód słońca, to mamy niesamowity widok, który ująłem na kilku fotografiach. Znajdziecie je w galerii.

Oprócz urokliwego położenia stadionu, polskich kibiców mogą przyciągnąć zwycięstwa naszych żużlowców w ostatnich sezonach. Przypomnę, że rok temu na tym torze wygrał Patryk Dudek, a w tym roku Bartosz Zmarzlik, ale o tym dalej.

Z Gorzowa wyjechałem mniej więcej w okolicach 13:30. Podróż do Teterow jest bardzo prosta, bo wjeżdża się na drogę ekspresową S3 w kierunku Szczecina i w Kołbaskowie przekracza się granice polsko-niemiecką. Później niemal cały czas autostrada, a pod koniec kilkadziesiąt kilometrów popularnej "landówki". Trzy godziny i byłem na miejscu.

Co mnie zaskoczyło po wyjściu z samochodu? Z pewnością to, że samo centrum Teterow w ogóle nie żyło żużlem. Co prawda były kierunkowskazy na sam stadion, ale samo miasto w ogóle nie tętniło życiem. O barach, czy innych tego typu miejsca można było zapomnieć.

Tak naprawdę w okolicy rynku/starówki była otwarda jedna pizzeria i kebab. To tyle jeśli chodzi o samo miasto. Fakt, centrum było bardzo ładne i przykuwało oko przeciętnego turysty, ale brak jakichkolwiek ludzi był nieco zastanawiający.

Po spacerze po centrum, udałem się w drogę pod sam stadion. Tutaj też warto zaznaczyć, że nie jest to normalna droga. Trzeba wyjechać z Teterow, wjechać niemal do lasu, zaparkować dosłownie na polu i udać się w kierunku stadionu. To też ująłem na zdjęciach, które znajdziecie w galerii. Jednym słowem - jest to zupełnie inny klimat, niż w Polsce. Kibice VIP mogliby czuć niedosyt, gdyby coś takiego zobaczyli, ale dla przeciętnego Kowalskiego, który na żużel chodzi od nastu lat, to bajkowe miejsce i tak też było w moim przypadku.

Po zaparkowaniu, udałem się pod stadion, gdzie można było zauważyć strefę kibice. Organizatorzy Grand Prix, czyli Discovery Events dbają o fanów i co rundę kibice mają swój kącik, gdzie mogą napić się piwa, zjeść, porozmawiać ze znajomymi a nawet otrzymać autograf od zawodników, bo takowa sesja też jest w ramach tego.

Strefa strefą, ale trzeba wejść na stadion. Po szczegółowym przeszukaniu, udałem się na "koronę" stadionu. Dlaczego cudzysłów? Bo ciężko to nazwać typową koroną stadionu. Stadion w Teterow znajduje się wokół nasypu, a na prostych są dobudowane trybuny. Wygląda to dosyć dziwnie, ale powtorzę - dla żużlowego Kowalskiego, to niesamowity widok.

Wejście na stadion znajduje się na szczycie drugiego łuku, więc chcąc oglądać zawody z innego miejsca, trzeba było się przetransportować. Przeszedłem się więc wokół stadionu i finalnie zawody oglądałem z perspektywy pierwszego łuku, bo przecież tam, tuż po starcie, dzieje się najwięcej.

O zawodach za dużo pisać nie będę, bo były one po prostu nudne. Od poprzednich rund nie zmieniło się nic. Decydował głównie start i pierwszy łuk oraz niepopełnianie błędów na dystansie. W dodatku nawierzchnia za wiele nie pozwalała, bowiem zawodnicy mieli z nią ogromny problem. Im dalej w zawody, tym stan toru pozostawiał wiele do życzenia. Nawet Bartosz Zmarzlik jadąc w półfinale miał kłopoty z płynnym pokonywaniem łuku. To mówi wiele.

Między seriami startów udałem się do strefy gastronomicznej, gdzie porobiłem kilka fotem cenniku, który również znajdziecie w galerii przypiętej do tego artykułu. Co tam zastałem? Wielkiego grilla, na którym smażyły się głównie kiełbasy, ale także inne wyroby mięsne.

Za zestaw: kawałki jednej kiełbasy, porcja frytek i sos trzeba było zapłacić aż osiem euro, czyli równowartość mniej więcej 37 złotych. To kolosalna cena jak na polski portfel. Z kolei 400ml piwo to wydatek rzędu około 23 złotych, czyli 60zł za jedzenie + napój, to już delikatna przesada. Ale w końcu byłem w Niemczech, więc tam patrzą na swoich, a nie na kibiców z innych krajów. A, no właśnie. Jeśli jesteśmy przy cenach, to wejście na stadion kosztuje 50 euro, czyli w przeliczeniu nieco ponad 220 złotych. Komentarz pozostawiam wam.

Tak, jak wspomniałem, zawody były nudne. Nie ukrywam, że kilkukrotnie nie mogłem przestać ziewać. Taki to już jest ten sport. Nie raz są takie emocje, że cały się trzęsę, bo jest tak super, ale niekiedy jest właśnie jak w Teterow. Dobrze, że wygrał Bartosz Zmarzlik. Zwycięstwo Polaka było na osłodę tych ponurych zawodów.

Czy polecam wyjazd do Teterow w przyszłości o ile to miejsce zagości w kalendarzu Grand Prix? Jeśli chce się przeżyć przygodę na zupełnie innym stadionie, niż w Polsce, to tak. Jeśli jednak liczycie na niesamowity speedway, to odradzam. Szkoda czasu i pieniędzy. Tak, ja wspomniałem na początku mojego wywodu, udałem się do Teterow tylko i wyłącznie dlatego, że miałem tam mega blisko. 260 kilometrów, to tak naprawdę żadna odległość.

Bartosz Zmarzlik wywiad
Sonda
Czy interesujesz się żużlem?