Gorzowska aktywistka uważa też, że uchwała radnych była niezgodna z prawem.
- To jest sprzeczne z ideą diety, a także z regulacjami prawnymi. Radni nie są zawodowcami, swoją funkcję pełnią społecznie. Skoro ich nie ma na sesji, nie powinni za to pobierać pieniędzy - mówi Czyżewska.
Pomysłodawcom pełnej diety podczas usprawiedliwionej choroby jest Jan Kaczanowski. - Były takie przypadki, że radni chorowali przez długie tygodnie i nie mogli być obecni w pracach rady. Dlaczego w takiej sytuacji pozbawiać ich diety? - pyta przewodniczący miejskiej rady.
Pomysł Jana Kaczanowskiego poparł m.in. Jerzy Sobolewski. - Radni podczas choroby powinni otrzymać całą dietę. Przepisy w tej kwestii są niejednoznaczne i jeżeli wojewoda uzna uchwałę za bezpodstawną, to najwyżej ją odrzuci - mówi radny Koalicji Obywatelskiej.
Przeciwko uchwale głosowała m.in. Paulina Szymotowicz. - Nie możemy mieszkańcom miasta sięgać do kieszeni. To nieetyczne. Radny to funkcja społeczna, a nie zarobkowa. Jesteśmy po to, by pomagać gorzowianom - mówi radna Koalicji Obywatelskiej.
W podobnym tonie wypowiada się Jerzy Synowiec. - Nie może tak być, że jeśli ktoś jest gdzieś zatrudniony pobiera w czasie choroby pieniądze z ZUS-u, a przy tym jednocześnie otrzymuje dietę. Jest to nieetyczne - mówi radny klubu "Kocham Gorzów".
Przeciwko uchwale była też inna radna z "Kocham Gorzów" - Marta Bejnar-Bejnarowicz. Bejnarowicz już podczas sesji on-line domagała się zdjęcia tego punktu z porządku obrad, bo jej zdaniem - w czasie pandemii koronawirusa są ważniejsze tematy niż diety radnych.
Uchwalę radnych może cofnąć jeszcze organ nadrzędny - czyli wojewoda lubuski. Na razie nie wiadomo czy i kiedy to zrobi. Wiadomo jedynie, że średnia dieta gorzowskiego radnego wynosi ok. dwóch tysięcy złotych. Rajcy w zamian za to muszą raz w miesiącu brać udział w sesji, a także dwa razy być obecnym w pracach komisji, do których się zapisali.