Zacznijmy jednak od początku. Problem pojawił się tuż przed czternastym wyścigiem. Wtedy w niektórych częściach stadionu zgasło światło. Nie przeszkodziło to jednak w odjechaniu tego wyścigu, ale później było już gorzej.
Oprócz niedziałającego światła, problem był także z dmuchanymi bandami, z których schodziło powietrze. Dodatkowo studio Canal+ nie miało prądu. Szybko okazało się, że problem był z tzw. przewodem fazowym. Doszło do przeciążenia i dlatego prąd został wyłączony.
Naprawa tej usterki trwała nieco ponad 10minut. Choć wszystko zakończyło się szczęśliwie, to na pewno organizatorom mocniej biło serce, bo jeśli naprawa trwałaby dłużej niż 30 minut, to wynik meczu mógłby zostać zweryfikowany jako walkower na korzyść gości. Dlaczego?
Tak wyglądał mecz Stal Gorzów - Apator Toruń z perspektywy trybun
Decyzji o walkowerze nie podjąłby sędzia. On zakończyłby to spotkanie, jeżeli nie byłoby możliwości przywrócenia zasilania. I tutaj cały proces wdrążyłby podmiot zarządzający, czyli Ekstraliga Żużlowa. Musiałaby wyjaśnić sytuację, czy było to celowe działanie, czy złośliwość rzeczy martwych i dopiero po całym postępowaniu, można byłoby podjąć decyzję. Oczywiście, jeśli okazałoby się, że było to celowe działanie jakichkolwiek osób, to można byłoby spodziewać się walkowera - skomentował całe zamieszanie szef sędziów, Leszek Demski, w magazynie PGE Ekstraligi w Canal+.
Co ciekawe, nie był to pierwszy tak poważny problem z prądem na stadionie im. Edwarda Jancarza. W 2020 roku zapaliła się rozdzielnia, przez co sędzia musiał zakończyć mecz. Wówczas nie uznano winy organizatorów i spotkanie nie zakończyło się walkowerem na korzyść Włókniarza Częstochowa.